Kolejny raz, jak co roku w grudniu, znalazłem w skrzynce
pocztowej kartkę z życzeniami, którą to kartkę wysłałem sobie sam. No tak. Sam
opłaciłem jej zakup, sam zapłaciłem za jej wysyłkę. Tylko, nie wiedzieć czemu,
to nie ja jestem podpisany pod życzeniami. Na kartce odnalazłem podpis innego
faceta. Nawet go znam. To znaczy, skojarzyłem jego nazwisko. I wiem, jak
wygląda. Każdy tu u nas wie, bo plakaty z jego podobizną porozwieszane były
jakiś czas temu po wszystkich słupach, a potem, przez miesiąc, wiatr je nosił
po mieście razem z opadłymi w listopadzie liśćmi.
Spokojnych, wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku
życzy burmistrz mojego miasta, a pod spodem jeszcze imię i nazwisko, tak dla
pewności, żebym nie pomylił z kim innym.
Niewiele rzeczy wkurza mnie w naszej demokracji tak, jak
arogancja i chora duma demokratycznie wybranej władzy. To jest zdumiewające,
jak sama świadomość tego, że pewna większość (jakiejś mniejszości, na ogół) zagłosowała
„za” lub jak posiadanie pieczątki z funkcją wpływa na to, w jaki sposób ludzie
się zachowują. Ten burmistrz czy starosta (co tu dużo gadać, także minister czy
w ogóle szef czegokolwiek państwowego), jak tylko dostaje tę pieczątkę, zaczyna
uważać, że jest władcą, jak kiedyś król. Natychmiast uznaje, że jest kimś
wielkim. Kimś ważnym. Kimś nawet nieomylnym. I kimś godnym pokłonów i
wszelkiego szacunku. Od razu! Zanim cokolwiek zrobi! A potem.. a potem niezależnie
od tego, co zrobił.
To po co te kartki? I skąd, mimo przekonania o
nieomylności i mimo pełni władzy ten leciutki niepokój? No tak, jestem przecież
bogiem prawie, jestem burmistrzem przecież, ale niestety, jakiś idiota wymyślił
demokrację i za jakiś czas znów będę musiał tak zakombinować, żeby mnie
wybrali. Trudno, tak już jest. Na szczęście mamy tu w budżecie gminy trochę
pieniędzy i mamy radnych, którzy o mojej nieomylności bardziej jeszcze
przekonani są, niż ja sam (w końcu burmistrz, ważny i na pewno mądry gość), to
się podrukuje fajne gazetki o sukcesach, zrobi się lokalny program TV, a w
grudniu znów wyśle się kartki świąteczne i odpali się milion światełek na
najwyższej w gminie, postawionej przed samym ratuszem, choince. Jasne, że
zagłosują.
To wszystko nie tak powinno być. Człowiek wybrany przez
społeczeństwo do sprawowania władzy powinien rozumieć, że jego praca, to służba
na rzecz tego społeczeństwa, że obywatele, to jego pracodawcy, a nie poddani. Człowiek
ów powinien też wiedzieć, że pieniądze, jakimi dysponuje, to nie pieniądze jego
firmy, a pieniądze ludzi, w imieniu których rządzi. To oni powierzyli mu je,
żeby z ich pomocą zmieniał ich świat na lepsze. Tych ludzi świat przede
wszystkim, a swój prywatny na samym końcu. Nie na odwrót.
Nie tak powinno być, ale tak jest. Wykorzystywanie
pieniędzy publicznych do promowania własnej osoby czy ugrupowania jest u nas
normą i chyba nic tego nie zmieni. Dlaczego? Bo to irytuje tylko nielicznych.
Większość cieszy się i czuje się zaszczycona, że burmistrz o nich pamiętał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz