poniedziałek, 28 stycznia 2013

Nie kocham PiS zbyt mocno


Dlaczego nie przepadam za PiS? Wcale nie dlatego, że uwielbiam PO.

Zacznijmy od tego, że do obecnego rządu mam żal. Kiedy głosowałem na PO w ostatnich wyborach, miałem nadzieję, że w drugiej kadencji odrzucą asekuranctwo i że ostro zabiorą się za reformowanie kraju. To, że reformy są nam potrzebne, jest oczywiste. Reformy gospodarcze przede wszystkim, choć nie tylko. Polska nie będzie wiecznie rozwijała się dzięki strumieniowi Euro, płynącemu z Brukseli. Ten strumień kiedyś zacznie wysychać, to pewne. Właściwie już zaczął. A my powinniśmy być na to gotowi, powinniśmy rozwinąć własny potencjał. Tymczasem rząd przeprowadził (z trudem i źle, gdy idzie o formę przekonywania społeczeństwa o słuszności sprawy) reformę emerytalną i tak się wystraszył spadku poparcia, jaki wówczas nastąpił, że o kolejnych zmianach mających przynieść korzyści w odleglejszej, niż ta kadencja, przyszłości, już w ogóle nie myśli. Szkoda. Szkoda przyszłych pokoleń.

A PiS? A PiS ma jeden cel. Przejąć władzę. To oczywiście całkiem słuszny cel, jeśli wziąć pod uwagę, że Prawo i Sprawiedliwość, to partia polityczna. Natomiast metody, jakich się chwyta, zaczynają być, delikatnie mówiąc, nieetyczne. Bo gdy okazuje się, że argumenty merytoryczne i rozmowa o przyszłości gospodarczej kraju (mimo, że kryzys w pełni i powinno być tu PiSowi łatwo) nie dają skutku w postaci zmiany na pozycji lidera w sondażach, wtedy ludzie tej partii (nawet nie jej najważniejsi członkowie, ale jej tuba polityczna w postaci niektórych dzienników, tygodników i toruńskiego nadawcy) zaczynają dwoić się i troić, by pokazać, że PO jest złe, bo… jest złe i już. No bo co to za metoda, że się stara oczernić człowieka, grzebiąc w historii jego przodków? Metoda obrzydliwa, fakt, ale u nas może być bardzo skuteczna. W Polsce bardzo silne jest wciąż przekonanie o słuszności tezy zawartej w przysłowiu o jabłku i jabłoni. Ciągle wielu ludzi, a już szczególnie, jak się wydaje, tych, w których PiS sobie upodobał, uważa, że dobry człowiek obowiązkowo musi pochodzić z dobrej rodziny. I już nieważne, że we wszystkich ugrupowaniach znalazłoby się działaczy, których staruszkowie niekoniecznie byli uosobieniem cnót wszelkich. Ważne jest to, że ten argument „chwyta” świetnie w przypadku akurat takich, a nie innych wyborców. Więc heja z obrzydzaniem ludziom tego, czy innego ministra, poprzez przytaczanie niecnych zachowań jego dziadków. To jednak po prostu obrzydliwe. Tak samo, jak próba wywołania w narodzie strachu poprzez zasugerowanie, że Donald Tusk szykuje się do wykorzystania wojska dla utrzymania się przy władzy (Uwarzam Rze). To tanie i obliczone na to, że czytelnik nie potrafi zbyt dobrze posługiwać się logiką, że jest na tyle mało rozumny, że da sobie to po prostu wmówić. I to bardzo szkodliwe dla Polski, bo, jak w każdym narodzie, tak i w naszym, jest sporo jednostek, którym wmówić można prawie wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz