Obejrzałem mecz. Polska-Szkocja
0-1. Kolejne zero coś tam. I komentarze, że chłopaki nie biegają, że za mało
się starają, że to trzeba na 110 procent, bo to kadra, że jak się gra z
orzełkiem na piersi, to trzeba płuca zostawić na murawie. Tylko, ze oni
zostawili. Nie widać tego, bo ich płuca są upośledzone adrenaliną, strachem po
prostu. Tak, STRACHEM! Strachem o to, co powiedzą media i ludzie po meczu.
Strachem o to, czy dam rade zagrać tak, jak trzeba z orzełkiem na piersi. Więc
wychodzą chłopcy na boisko, co to świetnie sobie tydzień temu radzili nawet w
niezłych ligach, i grają, jak by im kto nogi powiązał. Nie na 110, na 200
procent grają, bo tyle trzeba z siebie
dać, żeby te powiązane nogi w ogóle chciały biegać. I schodzą z boiska
pokonani, załamani, i jeszcze bardziej będą chcieć następnym razem i tym samym
jeszcze bardziej nie będą móc. Jestem pewien, że gdyby nasza kadra, ta
dzisiejsza, zagrała nie jako supernarodowa kadra, a jako zespół koleżków w
koszulkach ze sklepu adidasa czy nike (ale bez orzełków), to by ograła te
Szkocję 3:1. Ale oni grali jako kadra POLSKI, tej Polski, której kibice - a tam
kibice - hejterzy i dziennikarze (może w odwrotnej kolejności), uważają, że to
jest głownie honor i obowiązek, a potem dopiero zabawa i gra szmacianką. I dlatego
znów giry jak z waty, stopy, jak posznurowane i wielki pot, ciężki wysiłek bez
efektu. Naszej kadrze nie trzeba może nowego selekcjonera (choć przydałby się
taki, który dałby im samym nazwiskiem trochę wiary i otuchy), tej kadrze
potrzeba DOBRYCH PSYCHOLOGÓW! To wszystko.